Poniżej PRAWDZIWY wstęp do fabularyzowanego raportu bitewnego.
Dramatis Personae:
Armand Hector Claude Dominique Remi-Martin Diuk de Frese, pan na zamku Bellune, prywatnie wampir pamiętający lepsze, reakcyjne czasy.
Isabella Maria Catherine Lola Diuszesa de Frese, prywatnie także wampirzyca.
Kiddon - stosunkowo młody (jak na wampira) wychowanek książęcej pary. Przechodzi właśnie okres buntu.
Kamerdyner Herbatniczek, irytujący majordom diuka, z niebotycznym przerostem ego, tylko cenna umiejętność robienia z siebie błazna trzyma go jeszcze przy Nie-Życiu
Bezimienny Dowódca Straży o intrygującej przeszłości (intrygujące wnętrze niestety, jak to u Nieumarłego, dawno wyżarte przez inne, małe żyjątka), ongiś podpora Ancien Regime'u w rodzimym kraju, Nie-Śmierć niespecjalnie zmieniła jego zapatrywania na rzeczywistość...
Bonetti - ghul, agent do specjalnych poruczeń diuka, ongiś bogaty pośrednik handlowy
Proporce herbowe diuka leniwie podrygiwały w wieczornej bryzie. Obozowisko było jak zwykle ciche co ze względu na to, że lwia część żołnierzy była Ożywieńcami nie było specjalnie dziwne. Jakiekolwiek odgłosy odchodziły tylko z ostentacyjnie wielkiego namiotu diuka.
Wieści Panie, przynoszę wieści dla Waszej Miło... - Herbatniczek nie krył podniecenia (co już samo w sobie było niezwykłe bo Herbatniczek nawet za życia był "mimicznie oszczędny") ale niestety nie było mu dane dokończyć bo rozsypał się w pył.
Isabella natychmiast zmierzyła małżonka karcącym wzrokiem (ile razy Ci mówiłam, że służba nie jest do zabawy!).
- Nie wiesz, że posłańcy zwykle przynoszą złe wieści?
- Wolałem go prewencyjnie zgasić - Armand nie miał zamiaru się tłumaczyć, był na to zdecydowanie za dumny.
- Ale skąd wiesz, że była zła? - uparta wampirzyca nie dawała za wygraną.
- Kobieto! Ja już naprawdę nie spodziewam się dobrych wieści na tym łez padole, ergo każda wiadomość musi być zła. Ponadto złapałem niedawno Herbatniczka na szperaniu w moich prywatnych zapasach naparów z Indu. Powinien znać swoje miejsce! Ledwie kilka wieków temu, za mojego wspaniałego dziada, cierpiałby wieczne, niewypowiedziane katusze za mniejsze uchybienie. A teraz - ot dyktatura miłości! - Diuk należał do gatunku wampirów niereformowalnych ale od kiedy u jego boku zagościła małżonka, ta osławiona nierefolmowalność skurczyła się do kontestowania najnowszych kanonów mody (i to też nie zawsze - vide rodzine wizyty).
- Może jednak posłuchajmy co ma do powiedzenia? - Isabella jednym skinieniem przywróciła Herbatniczkowi jego cielesną formę.
...ści (Herbatniczek miałe tendencje do zacinania się i odcinania w najmniej oczekiwanych momentach). - Dowódca Straży donosi o obcych hufcach na horyzoncie. Ponoć ich zastępy ciągną się po horyzont a siły ich niezmierzone. Ponadto w piwniczce skończył się... - dzisiaj wybitnie nie był to mój dzień, zdążyło przemknąć przez myśl Herbatniczkowi gdy estetycznie formował się po raz kolejny na skromną kupkę prochu w miejscu gdzie przed chwilą stał.
- Ha, psie! Myślałeś, że mnie to przerazi. Mnie, który stawiał czoło największym potępieńcom na tym świecie - Jhuus Dhaa'rowi Rozpustnemu, księciu Healle Przewrotnemu czy Fongusowi Władcy Czarnych Wzgórz. Musimy zmienić kamerdynera, dłużej z nim nie wytrzymam. Kto go do stu czartów wytrzasnął?! - diuk nie krył narastającej irytacji.
- Przejdźmy do istotnych rzeczy papo - nie zabierający do tej pory głosu Kiddon poruszył się leniwie na sofie.
- Nie jestem twoim ojc... - diuk robił się purpurowy, co przy jego naturalnie alabastrowej karnacji wyglądało miepokojąco.
- Armandzie! Kiddo (Isabella lubiła tym zdrobnieniem zwracać się do Kiddona) i tak ma ciężko. Wiesz jak bardzo próbuje dorównać twojej sławie wojennej. Czasami nie robię przez noc nic innego jak wskrzeszam jego ukochanych gwardzistów po kolejnej nieudanej rejzie. Ale ma rację. Nie możemy tego zignorować. Jeżeli zmierzają do miasta mogą nas pozbawić pożywienia. Wolałabym do tego nie dopuścić, wiesz jak po dłuższej przerwie w posiłku mam problemy z utrzymaniem wagi. - wydawało się, że Isabellę bardziej przerażały 2 dodatkowe centymetry w pasie niż osikowy kołek we wrażliwym miejscu...
- Dobrze już dobrze. Wezwać Bonettiego i dowódcę gwardii. I niech ktoś wskrzesi Herbatniczka. Albo poda szufelkę...
W namiocie diuka rozpoczęła się narada. Obecni byli diuk z diuszesą, Kiddon, Herbatniczek (na szufelce, przy ekwipażu). Dołączył do nich Bonetti, krzepki ghul, agent do specjalnych poruczeń, persona o nieprzeniknionej osobowości oraz Dowódca Straży. Ciekawa postać za którą snują się zawsze niepokojące opowieści. Nie posiadał żadnego imienia (a może po prostu stan Nie-Śmierci tego nie wymagał). Jest wyjątkowo krwawo pamiętany w Tilei gdzie ustepowały przed nim wszystkie pułki kondotierskie a od okrzyków konających wrogów przylgnął do niego przydomek "Aiutto!". Był dla diuka idealnym kapitanem na czas kampanii w Tilei - oddanym, biegłym w walce, wreszcie fanatycznie tępiącym wszelkie przejawy republikanizmu czy rewolucjonizmu - nic dziwnego, że w zdominowanej przez Państwa-Miasta Tilei zyskał tak mroczną reputację.
Bonetti - z czym mamy do czynienia? Dowódcy, liczebność, skład, lokalizacja. - Diuk będąc w swym żywiole nie marnował czasu.
Czciciele boga Zarazy, Nurgletha. Roje much i fetor jest tylko potwierdzeniem moich obserwacji. Dowodzi najprawdopodobniej Torquay. Garść przybocznych rycerzy, z pewnością pomniejsi wojownicy łącznie z kawaleryjską szpicą i piechotą, specjalnie trenowanymi ogarami. Oczywiście to Chaos więc można się także spodziewać różnej maści pomiotów. - Bonetti monotonnym głosem wygłaszał swoją opinię.
Mój Panie. Znam ich wodza. Za swego poprzedniego życia był przeklętym demagogiem, szerzącym w naszej stolicy dziwne hasła wolności i równości. Przeklęty komunard gardłował i gardłował aż się sparzył. Jego miłość mój pan za życia, markiz de Loquai, kazał obić i przepędzić hultaja. To niebezpieczny człowiek mój panie. Ongiś zwany Stefanniusem Chimerykiem oddał się we władanie Bogów Chaosu. Sprowadził na nasze ziemie plagę, której ofiarą i ja padłem aż mnie Wasza Miłość raczył był podnieść z umarłych. Wyniosłem z tego cenną lekcję. Dobry rewolucjonista to rewolucjonista wesoło dyndający kilka stóp nad ziemią. Nie każ mi czekać Panie! Poleć rozpędzić tę czerń, motłoch musi się ukorzyć przed twym majestatem. Osobiście przyniosę Ci na srebrnej tacy jego czerep. - stary gwardzista poczuł jak na samą myśl o starciu rozpiera go moc.
Ani mi się waż! Żadnych takich obrzydlistw na moich pokojach! Te kobierce sprowadzałam aż z Kitaju! - Isabella zbladła na samą myśl o rozkładającym się truchle na jej pysznych dywanach.
Kobieto! - Armand miał zamiar wygłosić pouczająca tyradę ale nim to zrobił dotarło do niego, że ma do czynienia z umysłem kobiecym, owszem opanowanym głodem krwi ale jednak nieodmiennie kobiecym i machnął ręką.
Panowie! Zatem postanowione! Śmierć i zagłada wyznawcom Pana Rozkładu! Ruszamy o zmierzchu. - diuk także dał sie ponieść chwili. Dobrze będzie się nieco rozruszać, wszak ruch zaostrza apetyt. Rozwijać proporce. Niech wiedzą z czyich rąk padną. Niech poleje się... - Armand kiedy się rozkręcał był naprawdę świetnym mówcą ale niestety nie było mu dane dokończyć.
Panie! Panie! Zły omen! Skończył się napar z Indu! Jesteśmy zgubieni - Herbatniczek, powoli zbierający się do kupy postanowił wtrącić swoje trzy grosze.
Zabiję, łobuzie! - w momencie wypowiadania tych słów diuk zdał sobie sprawę z ich bezsensowności i cichutko, tylko wobec samego siebie załkał. Czasami żałował Pocałunku Śmierci. Czasami żałował, nie nie dokonał żywota jako poczciwy sklepikarz gdzieś w prowincjonalnym miasteczku...
Dramatis Personae:
Armand Hector Claude Dominique Remi-Martin Diuk de Frese, pan na zamku Bellune, prywatnie wampir pamiętający lepsze, reakcyjne czasy.
Isabella Maria Catherine Lola Diuszesa de Frese, prywatnie także wampirzyca.
Kiddon - stosunkowo młody (jak na wampira) wychowanek książęcej pary. Przechodzi właśnie okres buntu.
Kamerdyner Herbatniczek, irytujący majordom diuka, z niebotycznym przerostem ego, tylko cenna umiejętność robienia z siebie błazna trzyma go jeszcze przy Nie-Życiu
Bezimienny Dowódca Straży o intrygującej przeszłości (intrygujące wnętrze niestety, jak to u Nieumarłego, dawno wyżarte przez inne, małe żyjątka), ongiś podpora Ancien Regime'u w rodzimym kraju, Nie-Śmierć niespecjalnie zmieniła jego zapatrywania na rzeczywistość...
Bonetti - ghul, agent do specjalnych poruczeń diuka, ongiś bogaty pośrednik handlowy
Proporce herbowe diuka leniwie podrygiwały w wieczornej bryzie. Obozowisko było jak zwykle ciche co ze względu na to, że lwia część żołnierzy była Ożywieńcami nie było specjalnie dziwne. Jakiekolwiek odgłosy odchodziły tylko z ostentacyjnie wielkiego namiotu diuka.
Wieści Panie, przynoszę wieści dla Waszej Miło... - Herbatniczek nie krył podniecenia (co już samo w sobie było niezwykłe bo Herbatniczek nawet za życia był "mimicznie oszczędny") ale niestety nie było mu dane dokończyć bo rozsypał się w pył.
Isabella natychmiast zmierzyła małżonka karcącym wzrokiem (ile razy Ci mówiłam, że służba nie jest do zabawy!).
- Nie wiesz, że posłańcy zwykle przynoszą złe wieści?
- Wolałem go prewencyjnie zgasić - Armand nie miał zamiaru się tłumaczyć, był na to zdecydowanie za dumny.
- Ale skąd wiesz, że była zła? - uparta wampirzyca nie dawała za wygraną.
- Kobieto! Ja już naprawdę nie spodziewam się dobrych wieści na tym łez padole, ergo każda wiadomość musi być zła. Ponadto złapałem niedawno Herbatniczka na szperaniu w moich prywatnych zapasach naparów z Indu. Powinien znać swoje miejsce! Ledwie kilka wieków temu, za mojego wspaniałego dziada, cierpiałby wieczne, niewypowiedziane katusze za mniejsze uchybienie. A teraz - ot dyktatura miłości! - Diuk należał do gatunku wampirów niereformowalnych ale od kiedy u jego boku zagościła małżonka, ta osławiona nierefolmowalność skurczyła się do kontestowania najnowszych kanonów mody (i to też nie zawsze - vide rodzine wizyty).
- Może jednak posłuchajmy co ma do powiedzenia? - Isabella jednym skinieniem przywróciła Herbatniczkowi jego cielesną formę.
...ści (Herbatniczek miałe tendencje do zacinania się i odcinania w najmniej oczekiwanych momentach). - Dowódca Straży donosi o obcych hufcach na horyzoncie. Ponoć ich zastępy ciągną się po horyzont a siły ich niezmierzone. Ponadto w piwniczce skończył się... - dzisiaj wybitnie nie był to mój dzień, zdążyło przemknąć przez myśl Herbatniczkowi gdy estetycznie formował się po raz kolejny na skromną kupkę prochu w miejscu gdzie przed chwilą stał.
- Ha, psie! Myślałeś, że mnie to przerazi. Mnie, który stawiał czoło największym potępieńcom na tym świecie - Jhuus Dhaa'rowi Rozpustnemu, księciu Healle Przewrotnemu czy Fongusowi Władcy Czarnych Wzgórz. Musimy zmienić kamerdynera, dłużej z nim nie wytrzymam. Kto go do stu czartów wytrzasnął?! - diuk nie krył narastającej irytacji.
- Przejdźmy do istotnych rzeczy papo - nie zabierający do tej pory głosu Kiddon poruszył się leniwie na sofie.
- Nie jestem twoim ojc... - diuk robił się purpurowy, co przy jego naturalnie alabastrowej karnacji wyglądało miepokojąco.
- Armandzie! Kiddo (Isabella lubiła tym zdrobnieniem zwracać się do Kiddona) i tak ma ciężko. Wiesz jak bardzo próbuje dorównać twojej sławie wojennej. Czasami nie robię przez noc nic innego jak wskrzeszam jego ukochanych gwardzistów po kolejnej nieudanej rejzie. Ale ma rację. Nie możemy tego zignorować. Jeżeli zmierzają do miasta mogą nas pozbawić pożywienia. Wolałabym do tego nie dopuścić, wiesz jak po dłuższej przerwie w posiłku mam problemy z utrzymaniem wagi. - wydawało się, że Isabellę bardziej przerażały 2 dodatkowe centymetry w pasie niż osikowy kołek we wrażliwym miejscu...
- Dobrze już dobrze. Wezwać Bonettiego i dowódcę gwardii. I niech ktoś wskrzesi Herbatniczka. Albo poda szufelkę...
W namiocie diuka rozpoczęła się narada. Obecni byli diuk z diuszesą, Kiddon, Herbatniczek (na szufelce, przy ekwipażu). Dołączył do nich Bonetti, krzepki ghul, agent do specjalnych poruczeń, persona o nieprzeniknionej osobowości oraz Dowódca Straży. Ciekawa postać za którą snują się zawsze niepokojące opowieści. Nie posiadał żadnego imienia (a może po prostu stan Nie-Śmierci tego nie wymagał). Jest wyjątkowo krwawo pamiętany w Tilei gdzie ustepowały przed nim wszystkie pułki kondotierskie a od okrzyków konających wrogów przylgnął do niego przydomek "Aiutto!". Był dla diuka idealnym kapitanem na czas kampanii w Tilei - oddanym, biegłym w walce, wreszcie fanatycznie tępiącym wszelkie przejawy republikanizmu czy rewolucjonizmu - nic dziwnego, że w zdominowanej przez Państwa-Miasta Tilei zyskał tak mroczną reputację.
Bonetti - z czym mamy do czynienia? Dowódcy, liczebność, skład, lokalizacja. - Diuk będąc w swym żywiole nie marnował czasu.
Czciciele boga Zarazy, Nurgletha. Roje much i fetor jest tylko potwierdzeniem moich obserwacji. Dowodzi najprawdopodobniej Torquay. Garść przybocznych rycerzy, z pewnością pomniejsi wojownicy łącznie z kawaleryjską szpicą i piechotą, specjalnie trenowanymi ogarami. Oczywiście to Chaos więc można się także spodziewać różnej maści pomiotów. - Bonetti monotonnym głosem wygłaszał swoją opinię.
Mój Panie. Znam ich wodza. Za swego poprzedniego życia był przeklętym demagogiem, szerzącym w naszej stolicy dziwne hasła wolności i równości. Przeklęty komunard gardłował i gardłował aż się sparzył. Jego miłość mój pan za życia, markiz de Loquai, kazał obić i przepędzić hultaja. To niebezpieczny człowiek mój panie. Ongiś zwany Stefanniusem Chimerykiem oddał się we władanie Bogów Chaosu. Sprowadził na nasze ziemie plagę, której ofiarą i ja padłem aż mnie Wasza Miłość raczył był podnieść z umarłych. Wyniosłem z tego cenną lekcję. Dobry rewolucjonista to rewolucjonista wesoło dyndający kilka stóp nad ziemią. Nie każ mi czekać Panie! Poleć rozpędzić tę czerń, motłoch musi się ukorzyć przed twym majestatem. Osobiście przyniosę Ci na srebrnej tacy jego czerep. - stary gwardzista poczuł jak na samą myśl o starciu rozpiera go moc.
Ani mi się waż! Żadnych takich obrzydlistw na moich pokojach! Te kobierce sprowadzałam aż z Kitaju! - Isabella zbladła na samą myśl o rozkładającym się truchle na jej pysznych dywanach.
Kobieto! - Armand miał zamiar wygłosić pouczająca tyradę ale nim to zrobił dotarło do niego, że ma do czynienia z umysłem kobiecym, owszem opanowanym głodem krwi ale jednak nieodmiennie kobiecym i machnął ręką.
Panowie! Zatem postanowione! Śmierć i zagłada wyznawcom Pana Rozkładu! Ruszamy o zmierzchu. - diuk także dał sie ponieść chwili. Dobrze będzie się nieco rozruszać, wszak ruch zaostrza apetyt. Rozwijać proporce. Niech wiedzą z czyich rąk padną. Niech poleje się... - Armand kiedy się rozkręcał był naprawdę świetnym mówcą ale niestety nie było mu dane dokończyć.
Panie! Panie! Zły omen! Skończył się napar z Indu! Jesteśmy zgubieni - Herbatniczek, powoli zbierający się do kupy postanowił wtrącić swoje trzy grosze.
Zabiję, łobuzie! - w momencie wypowiadania tych słów diuk zdał sobie sprawę z ich bezsensowności i cichutko, tylko wobec samego siebie załkał. Czasami żałował Pocałunku Śmierci. Czasami żałował, nie nie dokonał żywota jako poczciwy sklepikarz gdzieś w prowincjonalnym miasteczku...
This entry was posted
on sobota, 7 marca 2009
at sobota, marca 07, 2009
and is filed under
Projekty,
Raport bitewny,
Wojna o dusze
. You can follow any responses to this entry through the
comments feed
.