Helios
Przełom 005/006.M41 – Planeta Enoch III. Kompleks Helios, laboratoria biologiczne.
‘Interesujący okaz, nawet w niezłym stanie’ pomyślał Magos Biologis Newman omiatając wzrokiem ekrany monitujące funkcje życiowe schwytanego Genokrada, niewielkich rozmiarów Tyranida. Od kilku już godzin pracował nad swoim nowym obiektem doświadczalnym, koncentrując się na zewnętrznych obserwacjach nieinwazyjnych.
‘Ząbki jak u mojej teściowej’ – ciszę przerwał wchodząc zdecydowanym krokiem major Krebs – ‘Ale ma zdecydowanie ładniejszy pysk. Chociaż po trzech setkach i ona nabiera miłych kształtów’. Raphael Krebs, krzepki, zwalisty czterdziestolatek, słynął z ciężkiego humoru i słabości do alkoholu. ‘No i te…’
‘Czy coś się stało, majorze?’ – uciął szybko Newman. Gardził tym troglodytą i najchętniej wepchnąłby Krebsa do klatki z Tyranidem i przeprowadził kilka dodatkowych doświadczeń. ‘Jak pan widzi mam jeszcze sporo pracy a obiekt nie należy do szczególnie chętnych do współpracy’.
‘Jeszcze nic się nie stało, Newman. Jeszcze. Ale sprowadzanie tutaj tych stworzeń to igranie z ogniem. Taki jak ten sukinsyn jednym ruchem odrąbał mi ramię i przeorał pierś na Mykeen Alfa.’ Raphael Krebs odruchowo zacisnął cybernetyczną pięść. Tyranidzi byli dla niego złem wcielonym, kompletnym i ostatecznym. Imperator świadkiem, że wolałby stawić czoła całej Czarnej Krucjacie niż powtórzyć pięć miesięcy na Mykeen Alfa. Wysłany na Enoch III, do spokojnego Segmentu Pacificus myślał, że uwolnił się od ich widma raz na zawsze. Niezbadane są jednak wyroki Imperatora. ‘Uważaj na tę bestyjkę Newman. Potraktuj to jako przyjacielską radę. Jeden taki wystarczy by odprawić do Imperatora cały pluton moich gwardzistów’
‘Więc może powinieneś spędzić nieco więcej czasu na szkoleniu swoich chłopców? Na razie potrafią tylko błyskawicznie osuszać kolejne butelki. Przyszedłeś tylko po to by mi powiedzieć, że Genokrady są niebezpieczne? Krebs, doprawdy. Gdyby ten tutaj nie był niebezpieczny, jakiż byłby sens by go sprowadzać’ – z jadowitym uśmieszkiem rzucił Newman.
‘Dobre rady przyjmuję tylko od ludzi, których szanuję, pieprzony gryzipiórku. Myślisz, że jesteś taki dzielny za tą zbrojoną plastalą i ekranami hartowanego lotexu? Pogadamy, jak ten genokrad będzie zajęty wyżeraniem twoich bebechów’ – Krebs odwrócił się na pięcie kierując się do wyjścia, rzucając na odchodne: ‘To nie jest kwestia czy, Newman, tylko kiedy‘
‘Żegnam majorze’ – Magos odparł lodowatym głosem. Gdy tylko drzwi się zasunęły, powrócił do swojego podopiecznego. Sprawnie manipulując konsolą, która operowała chwytakami zainstalowanymi w klatce Tyranida, próbował rozewrzeć mu paszczę i przyjrzeć się jamie ustnej. ‘Powiedz aaaaa’ – uśmiechnął się do siebie Newman. Zawsze chciał zostać dentystą.
Marzec 006.M41 – biuro Lorda Inkwizytora Satoreau, prefekta Officium na Enoch III i zarządcy Kompleksu Helios.
‘Mój panie. Major Krebs przybył. Był umówiony. Kwestie bezpieczeństwa sekcji laboratoriów biologicznych. Klauzula: Pilne’ – beznamiętnym, metalicznym głosem wyrzucał z siebie dane serwitor biurowy.
‘Prosić.’ – odparł szybko Satoreau. ‘Za pięć minut’. ‘Przeklęta zima’ pomyślał Satoreau, patrząc na krajobraz rozpościerający się za oknem i pokrywający wszystko śnieżny puch. W oddali, na wzgórzu, grupa ludzi krzątała się przy jakiejś konstrukcji. Dzięki implantom oczu Satoreau, mimo swoich 114 lat, doskonale widział czym są zajęci i czy aby należycie przykładają się do pracy. Budowali stosy. Satoreau nie lubił próżnować, nawet w zimę, a heretycy nie powinni czekać na osąd Wiecznego Imperatora nawet o minutę dłużej niż to konieczne. Ci dla których budowano miejsce kaźni należeli do wyjątkowo, według inkwizytora, groźnej grupy kultystów – czcili lubieżnego bożka Jhuus Dha’ara. Już po pierwszych przesłuchaniach było jasne, że to kolejna loża Pana Dekadencji i Rozkoszy – Slaanesha. Po półrocznym, intensywnym dochodzeniu członków loży, na czele z ich głównym kapłanem Migelem de Muge, starym adwersarzem Satoreau, wyłapano. ‘Nie cierpię zimy. Zużycie świętego promethium podczas ceremonii zimowych wzrasta ponad dwukrotnie a procedura jest…’ przemyślenia sędziwego inkwizytora przerwało pojawienie się Raphaela Krebsa.
‘Lordzie Satoreau, chciałbym ponownie wyrazić moje zaniepokojenie doświadczeniami Maga Newmana nad Tyranidami sprowadzonymi tutaj kilka miesięcy temu. Moje zastrzeżenia wysyłałem na piśmie już dwa miesiące temu. Mam za mało żołnierzy by w razie jakiegokolwiek incydentu…’
‘Majorze, 14 godzin temu wydałem rozkaz likwidacji wszelkich tyranidzkich organizmów w laboratoriach Newmana. Mają zostać zabite a truchła spopielone. Myślę, że nasz Magos miał wystarczająco dużo czasu na analizę tych stworzeń a dalsze ich utrzymywanie przy życiu jest bezcelowe. Do rana Tyranidzi powinni zostać już tylko w postaci raportów wysłanych do kwatery głównej Ordo Xenos. Mam nadzieję, że to pana uspokoiło.’
‘W zupełności, mój panie. Imperatorze chroń.’
‘Imperatorze chroń, majorze’
6 godzin później, centrum monitoringu i systemów bezpieczeństwa, Kompleks Helios.
‘Wiedziałem. Mówiłem. Uprzedzałem. Nic nie rozumiem.’ – Krebs z przytępioną miną obserwował ekrany monitujące poszczególne pomieszczenia bazy Helios. Rzeźnia. Najzwyklejsza rzeźnia. Część pomieszczeń, opanowanych już przez Tyranidów wyglądała makabrycznie. Ściany i podłogi zbryzgane krwią. Trupy ludzi walały się wszędzie. Żyjący szlachtowani byli jak zwierzęta rzeźne. Gdzieniegdzie stawiano desperacki opór, nadaremno. Załoga Heliosa nie była przygotowana na spotkanie z takim przeciwnikiem jak Tyranidzi. Ekrany jeden po drugim gasły. Jeden z ostatnich pokazywał leżącego w kałuży krwi Maga Biologis trzeciej klasy Newman. A raczej to co z niego zostało.
Raphael sięgnął po pistolet laserowy i wetknął lufę w usta. ‘Nic nie rozumiem. Pieprzę Ciebie, Satoreau i pieprzę twojego Imperatora’. Odbezpieczył i pociągnął za spust.
W tym samym czasie, dach budynku Officium w Kompleksie Helios.
‘Mój panie, już czas. Walkiria przyleciała. Błagam. Powstrzymamy ich jak długo się da.’ – szef osobistej ochrony Lorda Inkwizytora nerwowo przeładowywał broń i ustawiał swych ludzi. Satoreau skinął głową.
Walkiria „Łoś” wylądowała. Pilotował ją agent do specjalnych poruczeń i jeden z najlepszych przybocznych Satoreau – Pether Bilius, starzejący się już weteran walk nad Golgothą i Ascolon, jeden z najlepszych pilotów, którzy skończyli słynną akademię na Cyrus Ganymede.
W momencie gdy Satoreau wsiadał do Walkirii na dach wpadły trzy genokrady. Jednego ochrona zdążyła położyć trupem na miejscu, dwa dopadły ochronę i zaczęła się jatka. Satoreau mimo swoich lat nigdy czegoś takiego nie widział – dwa genokrady i osiemnastu specjalnie przeszkolonych ludzi. Gdy Walkiria podrywała się do lotu na dachu wśród sterty trupów żywy pozostał tylko jeden genokrad, który rzucił się w kierunku odlatującego transportowca. Satoreau spokojnie odbezpieczył pięknej roboty pistolet boltowy i strzelił. Głowa nadbiegającego Tyranida pękła niczym dojrzały arbuz. ‘Nie są aż tak twardzi’ - pomyślał inkwizytor podczas gdy Walkiria brała kurs na Varsavię.
Bilius włączył autopilota i pozwolił sobie na odrobinę relaksu. Walkiria wyrównała lot i nabierała prędkości. Zawiesił wzrok na oddalającym się kawałku czarnej, wypalonej ziemi. Nie tak dawno miało tam miejsce wydarzenie, w którym niemały udział miał Pether. Tam skończyło swój potępieńczy żywot ponad 3000 kultystów Pana Rozkoszy. Wśród nich pół-demon, pół-człowiek, bałwochwalczo czczony Jhuus Dha’ar oraz arcykapłan kultu Migel. To Bilius dostąpił zaszczytu podpalenia stosów trzykrotnie błogosławionym promethium. Lord Inkwizytor Satoreau nagrodził go w ten sposób za przeniknięcie do kultu, zdemaskowanie wyznawców Jhuus Dha’ara i późniejszy gorliwy pościg za potępieńcami a wreszcie namierzenie głównej loży kultu. W loży znaleziono wiele heretyckich przedmiotów, pism i ksiąg. Ściany były pokryte heretyckimi tekstami. Niektóre udało się przetłumaczyć, głównie powtarzały się zwroty ‘...nie po to jadę...’ oraz ‘...żyję by grać...’. Odprawiano tutaj bluźniercze rytuały imitujące ryty Świętej Inkwizycji. Odkryto także dziwną kolekcję jadeitowych figurynek. Specjalnie przeszkoleni serwitorzy zidentyfikowali je jako plugawe przedmioty służące do, jak to określił jeden z inkwizytorów, zaspokajania w wyjątkowo perwersyjny sposób, najohydniejszych chuci. Aby zweryfikować tę teorię przyprowadzono przed oblicza czcigodnych inkwizytorów Jhuus Dha’ar i arcykapłana Migela. Serwitorzy przez długie godziny testowali na dwóch heretykach wszystkie 438 figurynek. Przez długie godziny w korytarzach loży dało się słyszeć potępieńcze jęki tej dwójki. I bynajmniej nie były to jęki rozkoszy.
Z rozmyślań wyrwał Pethera Biliusa ostrzegawczy sygnał autopilota. Varsavia była już dobrze widoczna. Bilius niemalże odruchowo zaczął manewr podejścia do lądowania. „Łoś” wyraźnie zwolnił…
Przełom 005/006.M41 – Planeta Enoch III. Kompleks Helios, laboratoria biologiczne.
‘Interesujący okaz, nawet w niezłym stanie’ pomyślał Magos Biologis Newman omiatając wzrokiem ekrany monitujące funkcje życiowe schwytanego Genokrada, niewielkich rozmiarów Tyranida. Od kilku już godzin pracował nad swoim nowym obiektem doświadczalnym, koncentrując się na zewnętrznych obserwacjach nieinwazyjnych.
‘Ząbki jak u mojej teściowej’ – ciszę przerwał wchodząc zdecydowanym krokiem major Krebs – ‘Ale ma zdecydowanie ładniejszy pysk. Chociaż po trzech setkach i ona nabiera miłych kształtów’. Raphael Krebs, krzepki, zwalisty czterdziestolatek, słynął z ciężkiego humoru i słabości do alkoholu. ‘No i te…’
‘Czy coś się stało, majorze?’ – uciął szybko Newman. Gardził tym troglodytą i najchętniej wepchnąłby Krebsa do klatki z Tyranidem i przeprowadził kilka dodatkowych doświadczeń. ‘Jak pan widzi mam jeszcze sporo pracy a obiekt nie należy do szczególnie chętnych do współpracy’.
‘Jeszcze nic się nie stało, Newman. Jeszcze. Ale sprowadzanie tutaj tych stworzeń to igranie z ogniem. Taki jak ten sukinsyn jednym ruchem odrąbał mi ramię i przeorał pierś na Mykeen Alfa.’ Raphael Krebs odruchowo zacisnął cybernetyczną pięść. Tyranidzi byli dla niego złem wcielonym, kompletnym i ostatecznym. Imperator świadkiem, że wolałby stawić czoła całej Czarnej Krucjacie niż powtórzyć pięć miesięcy na Mykeen Alfa. Wysłany na Enoch III, do spokojnego Segmentu Pacificus myślał, że uwolnił się od ich widma raz na zawsze. Niezbadane są jednak wyroki Imperatora. ‘Uważaj na tę bestyjkę Newman. Potraktuj to jako przyjacielską radę. Jeden taki wystarczy by odprawić do Imperatora cały pluton moich gwardzistów’
‘Więc może powinieneś spędzić nieco więcej czasu na szkoleniu swoich chłopców? Na razie potrafią tylko błyskawicznie osuszać kolejne butelki. Przyszedłeś tylko po to by mi powiedzieć, że Genokrady są niebezpieczne? Krebs, doprawdy. Gdyby ten tutaj nie był niebezpieczny, jakiż byłby sens by go sprowadzać’ – z jadowitym uśmieszkiem rzucił Newman.
‘Dobre rady przyjmuję tylko od ludzi, których szanuję, pieprzony gryzipiórku. Myślisz, że jesteś taki dzielny za tą zbrojoną plastalą i ekranami hartowanego lotexu? Pogadamy, jak ten genokrad będzie zajęty wyżeraniem twoich bebechów’ – Krebs odwrócił się na pięcie kierując się do wyjścia, rzucając na odchodne: ‘To nie jest kwestia czy, Newman, tylko kiedy‘
‘Żegnam majorze’ – Magos odparł lodowatym głosem. Gdy tylko drzwi się zasunęły, powrócił do swojego podopiecznego. Sprawnie manipulując konsolą, która operowała chwytakami zainstalowanymi w klatce Tyranida, próbował rozewrzeć mu paszczę i przyjrzeć się jamie ustnej. ‘Powiedz aaaaa’ – uśmiechnął się do siebie Newman. Zawsze chciał zostać dentystą.
Marzec 006.M41 – biuro Lorda Inkwizytora Satoreau, prefekta Officium na Enoch III i zarządcy Kompleksu Helios.
‘Mój panie. Major Krebs przybył. Był umówiony. Kwestie bezpieczeństwa sekcji laboratoriów biologicznych. Klauzula: Pilne’ – beznamiętnym, metalicznym głosem wyrzucał z siebie dane serwitor biurowy.
‘Prosić.’ – odparł szybko Satoreau. ‘Za pięć minut’. ‘Przeklęta zima’ pomyślał Satoreau, patrząc na krajobraz rozpościerający się za oknem i pokrywający wszystko śnieżny puch. W oddali, na wzgórzu, grupa ludzi krzątała się przy jakiejś konstrukcji. Dzięki implantom oczu Satoreau, mimo swoich 114 lat, doskonale widział czym są zajęci i czy aby należycie przykładają się do pracy. Budowali stosy. Satoreau nie lubił próżnować, nawet w zimę, a heretycy nie powinni czekać na osąd Wiecznego Imperatora nawet o minutę dłużej niż to konieczne. Ci dla których budowano miejsce kaźni należeli do wyjątkowo, według inkwizytora, groźnej grupy kultystów – czcili lubieżnego bożka Jhuus Dha’ara. Już po pierwszych przesłuchaniach było jasne, że to kolejna loża Pana Dekadencji i Rozkoszy – Slaanesha. Po półrocznym, intensywnym dochodzeniu członków loży, na czele z ich głównym kapłanem Migelem de Muge, starym adwersarzem Satoreau, wyłapano. ‘Nie cierpię zimy. Zużycie świętego promethium podczas ceremonii zimowych wzrasta ponad dwukrotnie a procedura jest…’ przemyślenia sędziwego inkwizytora przerwało pojawienie się Raphaela Krebsa.
‘Lordzie Satoreau, chciałbym ponownie wyrazić moje zaniepokojenie doświadczeniami Maga Newmana nad Tyranidami sprowadzonymi tutaj kilka miesięcy temu. Moje zastrzeżenia wysyłałem na piśmie już dwa miesiące temu. Mam za mało żołnierzy by w razie jakiegokolwiek incydentu…’
‘Majorze, 14 godzin temu wydałem rozkaz likwidacji wszelkich tyranidzkich organizmów w laboratoriach Newmana. Mają zostać zabite a truchła spopielone. Myślę, że nasz Magos miał wystarczająco dużo czasu na analizę tych stworzeń a dalsze ich utrzymywanie przy życiu jest bezcelowe. Do rana Tyranidzi powinni zostać już tylko w postaci raportów wysłanych do kwatery głównej Ordo Xenos. Mam nadzieję, że to pana uspokoiło.’
‘W zupełności, mój panie. Imperatorze chroń.’
‘Imperatorze chroń, majorze’
6 godzin później, centrum monitoringu i systemów bezpieczeństwa, Kompleks Helios.
‘Wiedziałem. Mówiłem. Uprzedzałem. Nic nie rozumiem.’ – Krebs z przytępioną miną obserwował ekrany monitujące poszczególne pomieszczenia bazy Helios. Rzeźnia. Najzwyklejsza rzeźnia. Część pomieszczeń, opanowanych już przez Tyranidów wyglądała makabrycznie. Ściany i podłogi zbryzgane krwią. Trupy ludzi walały się wszędzie. Żyjący szlachtowani byli jak zwierzęta rzeźne. Gdzieniegdzie stawiano desperacki opór, nadaremno. Załoga Heliosa nie była przygotowana na spotkanie z takim przeciwnikiem jak Tyranidzi. Ekrany jeden po drugim gasły. Jeden z ostatnich pokazywał leżącego w kałuży krwi Maga Biologis trzeciej klasy Newman. A raczej to co z niego zostało.
Raphael sięgnął po pistolet laserowy i wetknął lufę w usta. ‘Nic nie rozumiem. Pieprzę Ciebie, Satoreau i pieprzę twojego Imperatora’. Odbezpieczył i pociągnął za spust.
W tym samym czasie, dach budynku Officium w Kompleksie Helios.
‘Mój panie, już czas. Walkiria przyleciała. Błagam. Powstrzymamy ich jak długo się da.’ – szef osobistej ochrony Lorda Inkwizytora nerwowo przeładowywał broń i ustawiał swych ludzi. Satoreau skinął głową.
Walkiria „Łoś” wylądowała. Pilotował ją agent do specjalnych poruczeń i jeden z najlepszych przybocznych Satoreau – Pether Bilius, starzejący się już weteran walk nad Golgothą i Ascolon, jeden z najlepszych pilotów, którzy skończyli słynną akademię na Cyrus Ganymede.
W momencie gdy Satoreau wsiadał do Walkirii na dach wpadły trzy genokrady. Jednego ochrona zdążyła położyć trupem na miejscu, dwa dopadły ochronę i zaczęła się jatka. Satoreau mimo swoich lat nigdy czegoś takiego nie widział – dwa genokrady i osiemnastu specjalnie przeszkolonych ludzi. Gdy Walkiria podrywała się do lotu na dachu wśród sterty trupów żywy pozostał tylko jeden genokrad, który rzucił się w kierunku odlatującego transportowca. Satoreau spokojnie odbezpieczył pięknej roboty pistolet boltowy i strzelił. Głowa nadbiegającego Tyranida pękła niczym dojrzały arbuz. ‘Nie są aż tak twardzi’ - pomyślał inkwizytor podczas gdy Walkiria brała kurs na Varsavię.
Bilius włączył autopilota i pozwolił sobie na odrobinę relaksu. Walkiria wyrównała lot i nabierała prędkości. Zawiesił wzrok na oddalającym się kawałku czarnej, wypalonej ziemi. Nie tak dawno miało tam miejsce wydarzenie, w którym niemały udział miał Pether. Tam skończyło swój potępieńczy żywot ponad 3000 kultystów Pana Rozkoszy. Wśród nich pół-demon, pół-człowiek, bałwochwalczo czczony Jhuus Dha’ar oraz arcykapłan kultu Migel. To Bilius dostąpił zaszczytu podpalenia stosów trzykrotnie błogosławionym promethium. Lord Inkwizytor Satoreau nagrodził go w ten sposób za przeniknięcie do kultu, zdemaskowanie wyznawców Jhuus Dha’ara i późniejszy gorliwy pościg za potępieńcami a wreszcie namierzenie głównej loży kultu. W loży znaleziono wiele heretyckich przedmiotów, pism i ksiąg. Ściany były pokryte heretyckimi tekstami. Niektóre udało się przetłumaczyć, głównie powtarzały się zwroty ‘...nie po to jadę...’ oraz ‘...żyję by grać...’. Odprawiano tutaj bluźniercze rytuały imitujące ryty Świętej Inkwizycji. Odkryto także dziwną kolekcję jadeitowych figurynek. Specjalnie przeszkoleni serwitorzy zidentyfikowali je jako plugawe przedmioty służące do, jak to określił jeden z inkwizytorów, zaspokajania w wyjątkowo perwersyjny sposób, najohydniejszych chuci. Aby zweryfikować tę teorię przyprowadzono przed oblicza czcigodnych inkwizytorów Jhuus Dha’ar i arcykapłana Migela. Serwitorzy przez długie godziny testowali na dwóch heretykach wszystkie 438 figurynek. Przez długie godziny w korytarzach loży dało się słyszeć potępieńcze jęki tej dwójki. I bynajmniej nie były to jęki rozkoszy.
Z rozmyślań wyrwał Pethera Biliusa ostrzegawczy sygnał autopilota. Varsavia była już dobrze widoczna. Bilius niemalże odruchowo zaczął manewr podejścia do lądowania. „Łoś” wyraźnie zwolnił…
This entry was posted
on czwartek, 21 maja 2009
at czwartek, maja 21, 2009
and is filed under
Opowiadanie,
WH40K
. You can follow any responses to this entry through the
comments feed
.